Mały Książę milczał przez chwilę i rozmyślał. - Dlaczego? - spytała Róża. choć domyślała się jaka będzie odpowiedź. - O tobie i o tym, co powiedziałaś - odrzekł zgodnie z prawdą i opowiedział jej o swoich obawach. - Naprawdę? - ucieszyła się Tammy. Róża, choć bez entuzjazmu, zgodziła się: Henry wyspał się w ciągu dnia i chciał się bawić, więc Mark zabrał go do łóżka, włączył laptop i zaczął pracować nad projektem sieci kanałów nawadniających. O ile można to było nazwać pracą... Henry nieustannie domagał się uwa¬gi, więc jeśli przez całe trzydzieści sekund nic nowego się nie działo, próbował temu zaradzić. System kanałów na mo¬nitorze rychło zaczął przypominać sieć utkaną przez bardzo pijanego pająka. jest chwastem, lecz kwiatem, zacząłem o nią bardzo dbać. Wyrosła na piękny kwiat, piękny jak światło księżyca... - A czy nie mogłaby mi pani po prostu podesłać tu na górę jakiejś kanapki? - poprosiła. - Tak, to wspaniałe dziecko - przytaknął Mark, nie kry¬jąc dumy, co dziennikarze skwapliwie wykorzystali, robiąc kolejną serię zdjęć. Ponownie podrzuciła siostrzeńca na kolanie, po czym uściskała go mocno. chce go zapytać. - Przyjechałeś, żebym podpisała papiery i zrzekła się praw do Henry'ego? iść. Tammy odczuwała coś podobnego. Najchętniej dalej sta¬łaby z dłońmi w jego rękach. - Cieszę się, że jestem różą a nie ptakiem... -
- A jak ci się tutaj nie podoba, to możesz sobie iść! Dominik nie dał się nabrać na tę udawaną obojętność, ale nie dał też po sobie nic poznać. Dziękują za list i życzenia. Jestem tak zajęta i jest mi tu tak dobrze, że nawet nie tęsknią za Australią, ale za Wami - tak.
- A jaka jest ta prawda? - zagadnęła Shelby. - Kto jest twoją matką? - Kochanie, prosisz się o kłopoty - zauważył, uśmiechając się półgębkiem. Nagle zakreciło mu sie w głowie.
Nick zesztywniał. 119 - Przepraszam, to moja wina - powiedziała Marla, biorac
- Pannę Ingrid może pani poznać później, nie ma pośpie¬chu - oznajmiła pani Burchett. - Teraz musi pani odpocząć. Taka długa podróż, tyle wrażeń, tyle nowych twarzy... Wy¬ Stał przez dłuższą chwilę w milczeniu, wpatrując się w siedzącą wysoko ponad nim dziewczynę i zastanawiał się, co teraz. w Lustro Prawdy i odpowiedzieć na jedno pytanie. Brzmiało ono: "Co trzeba zrobić, aby być sobą?"... Najpierw I nagle Mark zaklął, nieoczekiwanie znalazł się z po¬wrotem przy niej, chwycił ją mocno za ramiona i pocałował. Miał na sobie zwykłe dżinsy i sweter, a przecież wy¬glądał tak zabójczo, że aż zaczynało brakować jej tchu. - Chwileczkę, przecież dzwoniłem do recepcji i kaza¬łem, żeby ci dano apartament z oddzielną sypialnią, a tu jest tylko jeden pokój. W takich warunkach nie da się zjeść Na samo wspomnienie upokarzających uwag Ingrid krew napłynęła Tammy do twarzy.